List sędziego Tomasza Pawlika do tekstu Krystyny Kofty - Szlachetny bigamista
Szanowni Państwo! Z przyjemnością biorę do ręki kolejne numery wydawanego przez Was magazynu dla prawników „Mida”. Luźna formuła tego czasopisma powoduje, że czyta się go z przyjemnością i bez wysiłku. Wiele interesujących treści, anegdot i ciekawostek stanowi jednak solidną strawę dla nawykłego do myślenia umysłu. W tej sytuacji nie mogę przejść do porządku dziennego nad tekstem autorstwa Pani Krystyny Kofty zatytułowanym „Szlachetny bigamista” (nr 4 s.57-58).
Autorka, omawiając, skądinąd z niezrównanym dowcipem, zjawisko wielożeństwa niepotrzebnie i bezzasadnie – moim skromnym zdaniem – angażuje do rozpatrywanego przykładu kodeks karny. Skoro bowiem, że zacytuję: „z pierwszą żoną miał ślub cywilny, z drugą ożenił się w kościele” to o żadnej bigamii w rozumieniu art.206 Kodeksu karnego nie może być mowy. Trzeba zauważyć w tym miejscu, że zawarcie małżeństwa w kościele wywołuje skutki cywilne (prawne) jedynie wtedy, gdy nupturienci sobie tego życzą i gdy zostaną spełnione przesłanki tzw. małżeństwa konkordatowego (por. art.10 Konkordatu i art.1 § 2 i 3 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego), a z treści artykułu nie sposób wywnioskować, że chodziło o taki szczególny przypadek. „Szlachetny bigamista” może zatem spać spokojnie, co dotyczy również obu Pań pozostających w przekonaniu, że są jego jedynymi kobietami. Nawiasem mówiąc nie jest prawdą, że „będą musiały udowodnić, że nie wiedziały o sobie wzajemnie”,. Bigamia jest przestępstwem indywidualnym, którego może się dopuścić jedynie osoba pozostająca w ważnym związku małżeńskim i to tylko z winy umyślnej. Osoba, która zawarła małżeństwo z osobą, która pozostaje w takim związku ponosi odpowiedzialność karną tak jak bigamista jedynie na zasadzie art.21 § 2 Kodeksu karnego a zatem to Prokurator musi udowodnić, że o pozostawaniu poślubionego w związku małżeńskim wiedziała (może dotyczyć to rzecz jasna jedynie „drugiej” a nie „pierwszej” żony)
Niezależnie od powyższych uwag trzeba stwierdzić, że autorka zauważyła, choć raczej nieświadomie, interesuje zjawisko dowolności co do formy „legalizacji” związków. Wiadomo wszak, że w minionych czasach, wymóg składania oświadczeń w Urzędzie Stanu Cywilnego traktowany był jako iście szatański pomysł. Dla wielu ludzi „starej daty” cywilny akt małżeństwa traktowany był jako nic niewarty papierek, który trzeba jednak okazać księdzu, aby złożyć prawdziwą przysięgę. Obecnie ksiądz takiego papierka nie żąda i jest możliwość wyboru. Z wyboru tego korzysta się również z przyczyn „socjalnych”. W grę wchodzą rozliczne zasiłki, renty po zmarłym mężu czy też alimenty od byłego. Dodajmy jednak, że w tych wypadkach najczęściej wybiera się związek nieformalny bez angażowania duchownych (taką mam przynajmniej nadzieję, choć rozmiar zjawiska jest chyba bliżej niezbadany).
Na koniec wypada mi jedynie wyrazić nadzieję, że nie rezygnując z udanej formuły czasopisma, uda się Państwu w przyszłości uniknąć tak poważnych błędów rzeczowych.
Tomasz Pawlik
sędzia Sądu Okręgowego
w Gliwicach